wtorek, 21 stycznia 2014

Pokocha? Polubi? Uszanuje? Nie zechce? Nie zadba? itd

Im dłużej stałam o poranku przed wywieszoną na bramce schroniska kartką z napisem "Psy na wybiegu. Proszę poczekać na pracownika" szczekanie stawało się coraz głośniejsze i coraz bardziej natarczywe. Hałas i fetor z sąsiadującego wysypiska śmieci mieszały się niczym moje uczucia. Ludzka niepewność w Pokocha mnie? Polubi? Uszanuje? Zaakceptuje? ze zwierzęcą obawą Nie zechce? Nie zadba? Zażartuje? 

W każdym kolejnym szczeknięciu słyszałam "Zabierz mnie stąd", "Nie, nie bierz go, mnie weź do domu". Czekając na pracownika tęsknie wypatrywałam czarnego labradora. 

Widok stojącego na dwóch łapach w kojcu zagubionego "Lorenca" pośród boksów, z których nawoływały inne psy wszelkiej wielkości, rady i maści ukoił moje rozdygotane piętnastominutowym oczekiwaniem w mrozie i psich błaganiach o pomoc nerwy. "Lorenc" wypadł z kojca jak burza, choć z podkulonym ogonem, spuszczonym do samej ziemi łbem i uszami położonymi po sobie, a ja za nim na drugim końcu smyczy. Pomimo tego, że z całych sił i całym własnym ciężarem starałam się zatrzymać go, dotargał mnie za sobą do bramy wyjściowej i choć spojrzał na mnie zaledwie raz, pojęłam co dawał mi do zrozumienia. 

Po dwóch "głupich jasiach" dwa razy zwymiotował tuż przed moimi stopami i został zabrany na absolutnie konieczny zabieg kastracji. A ja zawiedziona, tym, że mimo próby i racjonalnego argumentowania nie udało mi się go przed tym uchronić, potwierdziłam, że za tydzień odbieram go i opuściłam psie włości.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz