czwartek, 30 stycznia 2014

Windziarz

Jadąc rano windą pomyślałam, że do statusu Sheraton'u brakuje w niej jedynie windowego. Drzwi otwarły się na parterze i wskoczył do niej agresywny jamnik szorstkowłosy sąsiadki. Właściwie nie wskoczył do windy na windziarza, lecz prosto do gardła stojącego w prawym narożniku Pepe. Zdążyłam jedynie poderwać Pepe od ziemie za przednie łapy i przyjąć jego ciężar na siebie. Pepe łapnął napastnika za lewe ucho i cierpliwie trzymał go, gdy ten na przemian ujadał i łapał go znów za ucho. Spanikowana sąsiadka odrzuciła na ziemię ciepły chleb rzucają się na własnego brytana. Ja martwiłam się chwilę o jego ucho, ale gdy dotarło do mnie, że nie napastnik ani raz nie zapiszczał, bez poczucia winy opuściłam miejsce zdarzenia.

Mijając przed blokiem dalej ujadającego agresora i jego właścicielkę nie omieszkałam upewnić się, czy aby na pewno nie ucierpiał. W informacji zwrotnej zostałam pouczona przez zadufaną w sobie od lat lokatorkę mieszkania znajdującego się w tej samej klatce schodowej, że będziemy musiały na nich bardzo uważać.

W Duszy przeklęłam i odpowiedziałam, że wypadałoby, by zaczęła prowadzać swoją krwiożerczą bestię na smyczy. Umysł podszepnął, by czym prędzej zgłosić i opłacić mieszkańca Pepe w spółdzielni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz